piątek, 18 grudnia 2015

Rozdział II

Noah
lat 16
     Słychać podjeżdżający samochód. To tata wrócił z pracy. Idę czym prędzej do łazienki i przemywam twarz zimną wodą. Zazwyczaj to nie działa. Tak samo jak teraz. Nadal an mojej twarzy są duże czerwone plamy. Nos wygląda jak ,,zakazany" przycisk, taki który  w filmach zawsze ktoś wciska, choć nie może.
     Heather wchodzi bez pukania.
     - Znów mam trochę poudawać? - Kiwam głową. Tata nie może się jeszcze dowiedzieć. Nie wiem jak zareaguje.
     Wracamy do pokoju i siadamy na łóżku trochę bliżej siebie niż wcześniej.
     - Mówiłeś przecież, że później było lepiej. Byliście razem.
     - Ale wtedy mogłoby wszystko potoczyć się inaczej - zaczynam i uświadamiam sobie, że faktycznie wyjaśniłem jej to zbyt chaotycznie oraz niezbyt precyzyjnie. - Przepraszam.
     - Nic się nie stało, naprawdę - znów mnie przytula.
     Kiedyś myślałem, że się zaangażowała, ale na szczęście się myliłem. Wizualnie jestem dla niej całkiem atrakcyjny, co nie powiem działa na moje ego, ale to na tyle. Tylko dlatego zgodziła się iść ze mną do garderoby. Chciała zobaczyć czy naprawdę jestem taki nieśmiały. Tak to się z nami zaczęło.
     Słyszę kroki na korytarzu. Heather zerka na swój zegarek. Nie rozstaje się z nim odkąd ją znam.
     - Za 20 minut muszę być w kawiarni. Mam randkę - mówiąc to powoli zalewa jej malutkie policzki rumieniec. Nie pytam o szczegóły. Może zadzwoni po spotkaniu i mi opowie. Na razie nie będę naciskał. Delikatnie jak puch unosi się z łóżka. Odwraca się przy drzwiach. - Jestem przy tobie. Będzie lepiej.
      Godzinę później wychodzę na dach ze szkicownikiem. Nie wiem, czy będę coś rysował, ale też nie chcę, aby Jude go widziała.
      Wchodzę z powrotem do pokoju i odpalam komputer. Napiszę ten list. Otwieram przeglądarkę i wpisuję adres strony.
      Piszę już drugi list do Ciebie tego dnia. Popadam w paranoję? Nie mogę przestać myśleć co zrobiłem źle, naprawdę. Tęsknię za Tobą strasznie, Brian. Oddałbym za Ciebie dziesięć palców. Tylko błagam wróć. 
     Wysyłam i zamykam komputer gdy słyszę kroki przed moim pokojem. Jude wchodzi i siada na moim łóżku. Podkurcza nogi i przytula się do nich.
     - Co się dzieje?
     - Rozmyślałam znów nad mamą i nad nami. Czemu tyle czasu nie rozmawialiśmy?
     Otwieram znów laptopa. Bardzo chcę,a by już sobie poszła. Nie chcę z nią teraz rozmawiać. Gdy na ekranie pojawia się ekran, przypominam sobie o szkicowniku na dachu, który zostawiłem. Z łóżka na pewno można go dostrzec. Zmieniam zdanie i znów zamykam laptopa.
     Wstaję z krzesła i podchodzę do drzwi.
     - Idę się przejść. Idziesz ze mną? - Rzucam, ale niepotrzebnie. Stoi tuż obok mnie.
     Na dworze jest chłodno jak na te porę roku. Chowam ręce do kieszeni i idę przed siebie nie czekając na siostrę. Słyszę jej kroki. Dobiega do mnie i idziemy w ciszy. Odpowiada mi to. Aż do momentu kiedy intensywnie czuję zapach soli, wtedy zaczyna mówić. Zadaje niewygodne pytania, a ja mam dość trzymania wszystkiego w sobie. Moje emocje zbyt długo się dusiły w głębi. Dziwne uczucie, przecież dużo rozmawiałem o tym wszystkim z Heather. Głowa przynosi mi myśl, że to Jude jest moją najlepszą przyjaciółką i zna mnie jak nikt inny. Tak jest, czy tego chcę czy nie.
     - Wykrwawienie się przez ucięcie rąk czy przez samochód, który przejechał Ci po głowie? - Pytam ją. To nasza ulubiona zabawa odkąd pamiętam. ,,Jak chciałbyś umrzeć?''. Patrzy na mnie z żalem i współczuciem. Szybko odwracam głowę.
     - Samochód. Szybsza śmierć. Mózg przestanie funkcjonować zaraz po wypadku. A ty które wybierasz?
     - To samo.
     - A gdyby w chwili kiedy wykrwawiasz się na śmierć z powodu uciętych rąk, był przy tobie Brian?
     Zapada cisza. Do oczu napływają mi łzy złości, smutku i tęsknoty. Czytałam moje listy. Nie ma innego wytłumaczenia. Przyspieszam, ale ona robi to samo.
     Chcę ją zgubić. Chcę iść na urwisko. Chcę skoczyć. Muszę to zrobić. Czuję wtedy taką nieograniczoną wolność. Lecąc nie może cie nikt oceniać. Nawet sam ty. Jedyne co jest w twojej głowie to, to czy wynurzysz się z powrotem. Wiatr muska policzki, rozwiewa włosy i wtedy dopiero jest chwila samotności, relaksu. Jude nigdy tego by nie zrozumiała. Nawet nie starałem się tłumaczyć. Powiedziałaby, że jestem nieodpowiedzialny i to co robię jest bardzo niebezpieczne.
     Nie wiem kiedy tutaj się pojawiłem. Stoję nad niedużą przepaścią do oceanu. Jude już do mnie biegnie. Wiem, że nie zdąży.
     Zdejmuję bluzę, buty i skaczę.
   

10 komentarzy:

  1. to było genialne! czekam z niecierpliwością na nowy rozdział! pisz dalej, bo masz talent dziewczyno :) :*
    /Posy

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie polecam tego bloga ~Ewa Wachowicz

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne! Czekam na kolejne! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Bosko ;) Odezwij się do mnie na fb, mam propozycję :) ~E

    OdpowiedzUsuń